Opowiadał mi znajomy Belg, że rozmawiał kiedyś z pewnym belgijskim politykiem, zadeklarowanym masonem, a masoneria w Belgii ma duże wpływy. Ów mason otwarcie stwierdził, że cieszy go, kiedy wprowadzane są prawa sprzeczne z moralnością zakorzenioną w chrześcijaństwie. Mniejsza o to, czy owe prawa są rzeczywiście sensowne. Ważne jest, by pokazać, że czasy wpływu Kościoła na życie społeczne minęły. Tak było na przykład w kwestii zalegalizowania w Belgii eutanazji dzieci poniżej dwunastego roku życia (taka granica istnieje w Holandii). Rozmówca mojego znajomego, mason, nie uważał, że takie rozwiązanie jest naprawdę dobre, ale jednocześnie wyrażał satysfakcję, że w ten sposób po raz kolejny utarto nos Kościołowi. Ot, taka belgijska wersja Urbana.
Po roku 1989 bardzo szybko się okazało, że istnieje jakiś niepisany układ pomiędzy postkomunistami a częścią środowisk solidarnościowych. Dzielono się wpływami i pieniędzmi, a niewygodne tematy zamiatano pod dywan. Dekomunizację, ale także wszelkie wątpliwości co do prywatyzacji ośmieszano w imię budowania nowej, wspaniałej przyszłości. Potrzeba było jednak jakiegoś chłopca do bicia. Takiego chłopca znaleziono w Kościele. W rezultacie dziś nie brakuje Polaków, którzy będą z wypiekami na twarzy perorować, że „Rydzyk nakradł kupę kasy”, ale jednocześnie nie chcą słyszeć o kolejnych aferach: stoczniowej, hazardowej, informatycznej, podsłuchowej itp. Nie zastanowi ich nieudolność (nieprawość?) rządu w wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej, ale za to będą rozprawiali o biskupach, którzy nie rozumieją nowoczesnych czasów. W tego rodzaju ludziach, obrobionych pośrednio lub bezpośrednio przez „Gazetę Wyborczą” czy też TVN24, wyrobiono odruchy bezkrytycznego zachwytu wobec „słusznej” władzy, a zarazem irracjonalną niechęć do biskupów, którym „trzeba utrzeć nosa”.
Urban się cieszy, że dzielna Kopacz dowala biskupom. Nic dziwnego w tym, że rzecznik stanu wojennego i twórca „Nie” ma takie reakcje. Ale i wśród katolików nie brakuje – niestety – osób, które w sporach wokół genderowej konwencji antyprzemocowej lub liberalnej ustawy o in vitro stają po stronie rządu, a nie biskupów. W obliczu wyboru między nauczaniem Jana Pawła II a poglądami Kopacz wybierają Kopacz. Czują się w ten sposób nowoczesne, w głównym nurcie, i chociaż głośno o tym nie mówią, to też się cieszą, że można dać biskupom po nosie. Jeśli popierana przez takich ludzi partia zaproponuje w przyszłości legalizację tzw. małżeństw homoseksualnych, eutanazję, liberalizację aborcji, to przyklasną temu, tłumacząc, że prawo ma być dla wszystkich, a katolików nikt nie zmusza do aborcji lub eutanazji. W ten sposób systematycznie oddają przestrzeń publiczną, media, edukację ideologiom z gruntu antychrześcijańskim, powtarzając, że jest dobrze, bo przecież nikt nie zabrania pójść w niedzielę na Mszę. Tymczasem prawdziwe nauczanie apostolskie nigdy nie polegało na radości, że bezpiecznie nam w katakumbach, ale na wychodzeniu do świata z konkretnym programem oraz na wadzeniu się ze światem.
Nie dajmy się uwieść swoistej modzie krytykowania biskupów. Nie dajmy sobie wtłaczać schematu: dobry papież Franciszek, źli biskupi w Polsce. Wspierajmy biskupów w ich nauczaniu, szczególnie kiedy wypowiadają się razem, jako Konferencja Episkopatu. W ten sposób będziemy bliżej Jezusa.
Dariusz Kowalczyk SJ |