23 kwietnia
wtorek
Jerzego, Wojciecha
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Jurek zawsze mi pomaga

Ocena: 0
5035

– Ks. Popiełuszko może być orędownikiem osób zagubionych, które poszukują drogi powrotu – mówi seminaryjny kolega błogosławionego, ks. Zygmunt Wirkowski

Z ks. Zygmuntem Wirkowskim, seminaryjnym kolegą bł. ks. Jerzego Popiełuszki, rozmawia Ewelina Steczkowska

 

Jak doszło do spotkania młodego Zygmunta Wirkowskiego z młodym Alkiem Popiełuszką?

Razem rozpoczęliśmy rok szkolny w liceum w Suchowoli w 1961 r. Przypadek sprawił, że usiedliśmy w jednej ławce, ostatniej w środkowym rzędzie. Wtedy mogliśmy dość dobrze się poznać. Jednak potem zmieniłem klasę, więc siłą rzeczy ten kontakt mieliśmy słabszy. W dodatku większość uczniów przychodziła na różnego rodzaju zabawy, życie towarzyskie na boisku kwitło. Jurek rzadko zostawał, bo nie mieszkał w Suchowoli, ale w Okopach. Jednak był bardzo lubiany, koleżeński, życzliwy, cichy, nie był zarozumiały. Rzadko to wspominam, ale z Jurkiem byliśmy razem w harcerstwie w Suchowoli. Byłem drużynowym, a Jurek był moim przybocznym.

 

Kiedy Ksiądz się dowiedział, że Alek zamierza wstąpić do seminarium?

Mogliśmy to wyczuć, jednak w liceum Alek nigdy o tym nie mówił. Nawet w czasie studniówki każdy z nas opowiadał o swoich planach, ale Popiełuszko nic nie zdradzał. Rok po maturze, w czasie wakacji, byłem na targu w Dąbrowie Białostockiej. Spotkałem tam Alka. Opowiadałem, że pracuję w sanepidzie w Lipsku nad Biebrzą. Wspominałem również, że myślę o studiach na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Wtedy zapytał, po co mam iść okrężną drogą, najpierw na KUL, a potem do seminarium. Alek miał rację. Już od dłuższego czasu chodziła za mną myśl o kapłaństwie. Ale czekałem, kiedy Bóg da mi konkretny znak. Z kolei Jurek (imię Jerzy przyjął w seminarium) mówił wszystkim, że pracuje i uczy się koło Warszawy. Nie skłamał, bo klerycy pracowali na żniwach w Czubinie, koło Brwinowa. Mnie jednak w czasie tego spotkania powiedział, że jest po pierwszym roku seminarium w Warszawie. Zaproponował, żebyśmy pojechali do niego do domu, to wtedy napiszemy mój życiorys oraz podanie. A że Jurek następnego dnia miał jechać do Warszawy, to obiecał, że zawiezie potrzebne dokumenty do seminarium. Zgodziłem się i tak też zrobiliśmy. W domu nie od razu powiedziałem o swojej decyzji, dopiero wtedy, gdy miałem już jechać do stolicy. Pamiętam, że jak przyjechałem do Warszawy, 19 sierpnia, Jurek wyszedł po mnie na Dworzec Wileński. Pieszo przeszliśmy przez most i dotarliśmy do seminarium.

 

Czy to prawda, że ks. Jerzy wybrał seminarium warszawskie ze względu na prymasa Wyszyńskiego?

Jest to bardzo prawdopodobne, choć muszę przyznać, że Jurek nigdy mi o tym nie mówił. Jednak jest prawdą, że w czasach seminarium i w okresie późniejszym czytał kazania kardynała Wyszyńskiego i wielokrotnie je cytował.

 

Jak wyglądało ostatnie spotkanie Księdza z ks. Jerzym?

Prowadziłem pogrzeb na Bródnie i pomyślałem, że po jego zakończeniu pojadę na chwilę do Jurka. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, że ma urodziny w święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Pamiętam, że podczas tej rozmowy bardzo się przede mną otworzył. Opowiadał mi o szykanach, pogróżkach, które spotykały go na każdym kroku. O tym, jak został zatrzymany w drodze do Gdańska i był przetrzymywany przez cały dzień. Jak śledzono jego samochód. Ksiądz Jurek był świadomy, że te prześladowania mogą zakończyć się dla niego śmiercią. Przeczuwał, że wkrótce może mu się coś stać. Dlatego też opowiadał, że ksiądz prymas Józef Glemp myśli o wysłaniu go na studia doktoranckie do Rzymu. Zaznaczał, że jeśli taka będzie wola prymasa, to pojedzie, ale gdy wróci, znów będzie chciał zająć się „Solidarnością”. Ale pamiętam też zakończenie tej rozmowy: Jurek powiedział, że różnie z nim może być, ale jest przygotowany i gotowy na odejście. Nie myślał, żeby uciekać przed wolą Boga.

 

Pamięta Ksiądz moment, gdy dowiedział się o porwaniu, a potem o śmierci ks. Jerzego?

Tak, bardzo dobrze pamiętam oba momenty. Byłem chory, okryty kocem, oglądałem dziennik telewizyjny. Usłyszałem, że Jurek został porwany i wywieziony. Na drugi dzień przyjechali do mnie dawni uczniowie z Błonia, z którymi pojechałem na Żoliborz. Przyjeżdżałem tam często. A potem ta wieść o śmierci Jurka, która do mnie nie docierała. Pogrzeb przeżyłem w kompletnym szoku, nie mogłem pojąć, że Jurek nie żyje.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 23 kwietnia

Wtorek, IV Tydzień wielkanocny
Kto chciałby Mi służyć, niech idzie za Mną,
a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 24-26)
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter