Obchodzimy dwudziestą rocznicę akcesu Polski do UE. I zarazem jesteśmy w przededniu wyborów do Parlamentu Europejskiego. Nastroje Polaków są wciąż prounijne. Ale też mamy poczucie, że dotarliśmy do jakiejś ściany.
fot. Dušan Cvetanović | linkW Brukseli miał ostatnio miejsce znamienny incydent. Zwołano konferencję zwolenników Europy ojczyzn, czyli przeciwników ewolucji Unii Europejskiej, jaką zapowiadają uchwały eurokratów. Wzięli w niej udział dwaj premierzy: aktualny Węgier Viktor Orban i były Polski Mateusz Morawiecki, poza tym byli obecni ministrowie, europosłowie, nawet duchowni (kard. Gerhard Mueller). Najpierw organizatorzy mieli kłopot z wynajęciem sali. Kiedy w końcu miejsce znaleźli, nastąpił… najazd policji.
TA SKRAJNA PRAWICA!
Próbowano konferencję przerwać, co się nie udało. Ale policja zafundowała uczestnikom swoistą blokadę. Jako powód podawano obawę przed „zakłóceniem porządku publicznego”. Miały mu zagrażać… słowa. Podobno była to samowola burmistrza jednej z dzielnic Brukseli Emira Kima, Turka z pochodzenia i socjalisty. Skrytykował go za to premier Belgii Alexander De Croo, przypominając o zasadzie wolności słowa. Także belgijski sąd uznał, że konferencja ma prawo się odbywać.
Ale argumenty burmistrza przypominają język, jakim na co dzień posługują się w Parlamencie Europejskim politycy głównego nurtu opisujący pewne poglądy jako niedopuszczalne i wykluczający niektórych ludzi z debaty jako ekstremistów. Emir Kim ogłasza, że to przecież była „skrajna prawica”, na dokładkę „eurosceptyczna”. Więc organizowane przez nią imprezy „zagrażają porządkowi” i są „niedopuszczalne”.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu drukowanym
Idziemy nr 17-18 (963), 28 kwietnia 2024 r.
całość artykułu zostanie opublikowana na stronie po 26 kwietnia 2024