19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Europa wobec natury islamu

Ocena: 0
2513
Muzułmanie, lądując w europejskiej metropolii, czują się jak w przedsionku piekła: widok sex shopów sąsiadujących ze świątyniami, parady homoseksualne i wolne związki wzbudzają ich frustracje i pragnienie wprowadzenia dar al-islam.
Ofiarą kolejnej zbrodni islamistów stał się
organizujący pomoc humanitarną Brytyjczyk – David Haines

Bestialstwa europejskich islamistów w Iraku i Syrii wywołują szok i niedowierzanie zachodniej opinii publicznej: w jaki sposób wyhodowaliśmy takich potworów? Złożyło się na to wiele czynników, jednak pytanie wynika z indyferentyzmu religijnego. W Europie nie ma już żadnej transmisji przekazu wartości i norm religijnych. Wyrzucenie religii z przestrzeni publicznej spowodowało, że Europejczycy nie rozumieją podstawowych związków przyczynowo-skutkowych między religią a zachowaniem człowieka, i nie potrafią prawidłowo zinterpretować problemów związanych z islamską mniejszością. W Europie jedynie kilka proc. populacji postrzega świat przez pryzmat kategorii religijnych, natomiast muzułmanie w 100 proc. interpretują otaczającą ich rzeczywistość w oparciu o Koran i życie Mahometa.

Z Koranem w Londynie

Brak stabilnego systemu wartości wywołał w młodych Europejczykach chaos, poczucie bezsensu i pustkę moralną, w którą idealnie wpasowała się agresywna religia przybyszów o prostych zasadach dających silne poczucie wspólnoty i tożsamości. „Brytyjskie społeczeństwo żyło w stanie próżni moralnej i filozoficznej, która znakomicie nadawała się do kolonizacji przez drapieżny islamizm. Z tymi wpływami niełatwo jest walczyć z powodu fundamentalnej utraty wiary we własny naród przenikającej wszystkie instytucje brytyjskiego społeczeństwa. Powodowane poczuciem winy brytyjskie elity zaczęły wierzyć, że tożsamość ich kraju i jego wartości są z definicji rasistowskie, nacjonalistyczne i dyskryminujące. Dlatego zamiast podtrzymywać i przekazywać dalej wartości kraju, próbowały zmienić kulturę narodową w społeczeństwo wielokulturowe, zarówno pod względem struktury państwa, jak i wartości, które ma ono reprezentować” – pisze Melanie Philips w książce Londonistan. Jak Wielka Brytania stworzyła islamski terror, wydanej w Polsce już w 2010 roku (Wydawnictwo Sprawy Polityczne).


Jak słusznie zauważa autorka, Europejczycy zapatrzeni w nowe bożki egalitaryzmu i wielokulturowości, czują się zobligowani do powstrzymywania się od sądów i gotowi do uznawania, że wszystkie style życia mają równą wartość. Dali też muzułmanom do zrozumienia, że nie ma nic, czego nie mogliby mieć. Dzięki umiejętnemu powoływaniu się na rasizm i ksenofobię wyznawcy islamu otrzymywali wszystko, czego tylko zapragnęli. Nauczono ich w ten sposób, że nie ma związku między wysiłkiem a nagrodą. Jako grupie uciskanej należało im się wszystko z samego tytułu, że nie są Europejczykami.

Europa niezdolna już do uznania swojego dziedzictwa za wartościowe sądzi, że największym darem, jakim może obdarzyć imigrantów przybywających z zacofanych zakątków świata, są zdobycze postępu i tolerancji. „Zasmakujcie naszej wolności i otwartości. Bierzcie czynny udział w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego, czujcie się tutaj jak u siebie w domu, korzystajcie ze swobody i praw, które dla was ustanawiamy” – zdają się mówić witający przybyszów Brytyjczycy, Niemcy i Francuzi. Zaś mieszkańcy wiosek z Bliskiego Wschodu czy Pakistanu, lądując w europejskiej metropolii, czują się jak w przedsionku piekła i zadają pytanie, jaka religia doprowadziła do takiego stanu. Widok sex shopów sąsiadujących ze świątyniami, homoseksualne parady, wolne związki, w których kobieta może mieć kilku kochanków skłania ich tylko do jednej odpowiedzi: „Namawiacie nas to tego, żebyśmy się stali tacy, jak wy, namawiacie nas do grzechu! Nigdy!”.

– Dobrze – odpowiadają Europejczycy – nie musicie tego wszystkiego robić, w końcu panuje wolność. Chcemy tylko, byście przestrzegali naszego prawa i uszanowali panujące tutaj obyczaje.

– Wasze obrażające Boga obyczaje wyszły właśnie od prawa stanowionego, stworzonego przez ludzi i służącego zaspokajaniu ich żądz. To najlepszy dowód, że jedynie prawo Boże zasługuje na szacunek – powiedzą z oburzeniem muzułmanie. Islamska koncepcja prawa jako prawa świętego wskazuje jedyną drogę do zbawienia i obejmuje wszystkie obszary ludzkiego życia, od higieny osobistej przez prawo spadkowe do zasad prowadzenia wojny. Posłusznym można być tylko tym przepisom, które opatrzone są boską pieczęcią.

Prawo kształtowane w Europie na zasadzie uczestnictwa, debaty, dyskusji i ucierania stanowisk wolnych obywateli wytworzyło wspólnotę polityczną. Jeżeli obywatel nie da swojego przyzwolenia dla jakiegoś prawa, to jest ono pozbawione legitymizacji. Tak narodziła się współzależność między obywatelem a państwem i poczucie lojalności wobec niego. Obywatel ma nie tylko prawo, ale i obowiązek uczestniczyć w życiu „swojego” państwa, ponieważ czynnie do niego przynależy. Muzułmanin mieszkający w Europie nie potrafi tego zrozumieć.

Dwie cywilizacje

W Koranie nie ma treści o ustroju państwa, jest za to treść o ustroju religijnym, w którym nie ma rozdziału władzy świeckiej od duchowej. Brak tego rozdziału oznacza, że meczet nigdy nie podlegał prawu państwowemu, raczej odwrotnie. Islam nie uznaje państwa za niezależny podmiot, wobec którego poddani winni być lojalni. Człowiek musi być poddany najpierw Bogu, później całej sieci zależności plemiennych i rodowych, bo jest o tym mowa w Księdze. W historii bliskowschodnich kalifatów religia zawsze dążyła do kontroli nad państwem, nie będąc mu jednocześnie podporządkowaną. Najlepszym władcą był ten, który najwierniej wypełniał nakazy wiary i odwzorowywał pierwotną ummę zbudowaną jeszcze przez Proroka Mahometa. W Europie obowiązywała zasada „Oddajcie więc cesarzowi co cesarskie, a Bogu co boskie”. W islamie ta zasada brzmi, „wszystko dla Boga, nic dla cezara”.

Muzułmanie nie widzą zatem żadnej potrzeby utożsamiania się z krajami osiedlenia, ponieważ są to dla nich sztuczne twory zbudowane z pominięciem woli Bożej. Na próby zachęty do integracji z państwem i społeczeństwem muzułmanie odpowiedzą: „Polityka waszego państwa nie jest naszą polityką, wasze dobro wspólne nie jest naszym dobrem wspólnym. Wasza ziemia jest dla nas dar al-Harb – miejscem chaosu i pogaństwa lub dar al-Rumi – ziemią Rzymian, którą trzeba podbić i zapalić w niej w końcu światło islamu”. Robert Scruton, autor książki „Zachód i cała reszta” w ten sposób opisuje ten stan ducha: „Z Koranu wynika, że miejsce, w którym jesteśmy nie jest miejscem, do którego przynależymy, ponieważ miejsce do którego przynależymy, znajduje się w niewłaściwych rękach”.

Wyrzucenie religii z przestrzeni publicznej spowodowało,
że Europejczycy nie rozumieją
podstawowych związków przyczynowo-skutkowych
między religią a zachowaniem człowieka

Dumni ze swojego pluralizmu i świeckich rządów Europejczycy, niezdolni już odtworzyć emocji towarzyszących myśleniu religijnemu, przez dekady słuchali tych słów jak bajki o żelaznym wilku. Gdy młodzi muzułmanie podpalali samochody we Francji i Norwegii z okrzykami „Allah akbar”, media pisały, że to protesty przeciwko biedzie, bezrobociu i wykluczeniu. Nawet służby wywiadowcze nie potrafiły pojąć, że komuś może chodzić o coś więcej niż pełny brzuch i prawo do darmowej opieki zdrowotnej.

Algierski dziennikarz Reda Hussaine już w latach 90. próbował ostrzegać agencje wywiadowcze europejskich krajów. Prawie zawsze słyszał to samo: „Mówili mi: Dajemy tym ludziom dach nad głową, jedzenie, darmową opiekę zdrowotną i dlatego jesteśmy bezpieczni. Europejczycy mieli kłopot ze zrozumieniem kultury arabskiej. Powiedziałem im: kiedy islamiści udają się do meczetu, mówi im się, że ich ojczyzną jest raj w życiu pozagrobowym, a wierność przysięgają oni nie swojemu krajowi, lecz Bogu”. Przez całe lata europejskie elity wypychały ze świadomości przerażający fakt, że wbrew własnej woli stały się uczestnikami wojny religijnej, choć same odżegnują się od jakiejkolwiek religii.

Europejskie elity polityczne nie czytały naszego historyka Feliksa Konecznego. Niemal sto lat temu przewidział, czym skończy się projekt „multikulti”: „Cywilizacja to metoda życia zbiorowego. Nie mogą istnieć obok siebie dwie rażąco rożne cywilizacje, bo w takim razie rozsypie się wszystko. Czyż mogłoby się rozwijać i kwitnąć zrzeszenie, w którym mieściłyby się obok siebie wykluczające się nawzajem normy moralności, sprawiedliwości, systemy wychowania dzieci, itp.?”.

Koneczny nie wierzył też w możliwość przyjęcia przez muzułmanów innej koncepcji życia niż ta wynikająca z Koranu, bo „to, czego nie ma w Koranie, nie istnieje”. Muzułmanin nie zdoła przyjąć europejskich wartości, ponieważ islam jest religią totalną, obejmującą wszystkie aspekty ludzkiej egzystencji od narodzin po śmierć. Poza nim nie ma nic. Skoro tak, to porzucając religię, Koran i szariat, apostata stałby się literalnie nikim. Bez żadnej tożsamości, rodziny, kultury i tradycji, gdyż nie ma w tej cywilizacji jakichś autonomicznych tworów niezwiązanych z religią, do których były wyznawca mógłby nawiązać. Człowiek wypisujący się z tej religii nie ma nic, do czego mógłby się odwołać i określić jako „swoje”. Dlatego nigdy od niej nie odstąpi, więcej: będzie ją rozwijał wszędzie, gdzie postawi nogę.

Jakub Pacan
fot. PAP/EPA/Islamic State Video
Idziemy nr 38 (470), 21 września 2014 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter